Suzuki GSR 750 (2011)

Ogromny sukces Kawasaki z modelem Z750 nie mógł przejść bez echa wśród innych producentów motocykli. Suzuki przygotowało stosowną odpowiedź - choć zwlekało z nią bardzo długo (naszym zdaniem zbyt długo), bo model GSR750 zadebiutował dopiero 7 lat po premierze słynnej kawy. 

Podobnie jak przy modelu GSR600 tak i większy brat czerpie najważniejsze podzespoły ze stajni sportowych motocykli Suzuki - tym razem użyto modelu GSX-R750. Nowy naked przejął więc jednostkę napędową którą odpowiednio zmodyfikowano - praca silnka stała się mniej agresywna, linia mocy się wygładziła a środkowy zakres obrotów stał się zdecydowanie bardziej użyteczny. Brzmi to całkiem nieźle, jednak inżynierowie Suzuki nieco się zagalopowli z tym "uspokajaniem" silnika w efekcie czego - 750tka, choć w równy i przyjemny sposób to generuje jednak jedynie 105 KM i 80 Nm. 

Co kryje w sobie agresywna sylwetka?

Elastyczność jest tutaj bardzo dobra, ale bardzo agresywny wygląd sugerowałby większą moc i dynamikę motocykla w wyższej partii obrotów - tymczasem tam po prostu nic się nie dzieję. Im bardziej agresywnie chcemy jechać, tym większe rozczarowanie czujemy - GSR porzucił swoje korzenie i stał się dynamicznym, ale tylko agresywnie wyglądającym mieszczuchem. 

Podobne zachownie znajdziemy w układzie hamulcowym - który choć odziedziczył te same tarcze co Gixx, to dostał 2 tłoczkowe zaciski zamiast 4 tłoczkowych. Efekt? Dodajcie do tego dodatkowe 15-17 kg wagi więcej niż wspominany GSX-R i już wszystko wiadomo. GSR750 hamuje nieźle w mieście, ale tylko nieźle. 

Wygodny, przyjemny napompowany szpaner

Taki właśnie jest GSR750. Wygląda świetnie, ma trwał i bardzo elastyczny silnik i sprawne hamulce. Jeździ się nim wygodnie i przyjemnie - pomimo jego dumnego wyglądu znajdziemy w nim więcej użyteczności na co dzień niż sportowych doznań.