Kawasaki Z1000SX - ostry globtrotter

Na rynku motocyklowym można znaleźć mnóstwo nierozsądnych maszyn. Sprzęty, które swoimi osiągami przewyższają sportowe motocykle poprzedniej dekady, mimo braku jakichkolwiek owiewek, trudno nazwać inaczej.

Kawasaki Z1000SX czyli zabudowana Zeta - miała otworzyć przed kierowcą nie tylko perspektywę dalekich i komfortowych wypraw, ale także okazyjnie pozwolić mu na podniesienie swoich umiejętności podczas wycinania ostrych - jak linie Kawy - zakrętów . Co więc wyszło z połączenia turystycznej wody i sportowego ognia?

Szczerze? Wole na niego nie patrzeć!

Na wstępie pragnę przeprosić wszystkich fanów Kawasaki. Wiem, że wielu z was podoba się ten motocykl - mi też się podobał, do chwili, aż zobaczyłem go na żywo. Oglądałem go z każdej strony: z boku, z tyłu, z przodu, z góry od spodu. Naprawdę, starałem się,jednak moja ocena pozostaje niezmienna, Kawa wygląda okropnie! Japońscy designerzy często inspirują się światem natury, w tym przypadku makro światem owadów. Mam pewną teorie na temat wyglądu Z1000SX. Wyobraźcie sobie owada, którego przypadkiem ktoś zmiażdżył butem, następnie powiększył - jego nazwijmy to szczątki - pod mikroskopem i potraktował je jako podstawę do stworzenia designu Kawy. Kroplą, która przelała szale wizualnej rozpaczy jest przód bardziej przypominający maxi skuter niż motocykl. Na szczęście wygląd to jedynie opakowanie skrawające sedno motocykla.

Lepiej podejdę bliżej.

Kawasaki zyskuje kiedy tylko na nie wsiądziemy. Połówki kierownicy same wpadają w dłonie. Mimo sportowego wyglądu zamontowane są dość wysoko. W połączeniu z szerokim wygodnie wyprofilowanym siedzeniem oraz rozsądnym kątem ugięcia kolan, zapewniają pozycję zachęcająca do dalszych tras. Zeta punktuje również za wygląd kokpitu. Zegary zostały przyjęte z ZX-6 R, dla podkreślenia sportowych aspiracji. Zmieniona została jedynie czcionka i podświetlenie. Całość kokpitu, prezentują typowe japońskie podejście do estetyki oraz jakości. Testowany przez nas motocykl przejechała już 15 tyś. i w żaden sposób nie zdradzał oznak zużycia.

Zielona strona mocy.

Potężne wydechy zdradzają potencjał, który drzemie w silniku Kawy. Zapewne wiecie, że motocykle to jedynie część wielkiej machiny przemysłowej jaką jest Kawasaki Heavy Industries. Czego oni nie robią! Pociągi, statki, samoloty i wiele innych. Wiedzą jak robić moc i potwierdzają to w dużym Zecie. 138 KM i 110 Nm produkowanych przez 1043 ccm silnik Kawy nie wzbudzają fali zachwytu. Szczególnie w świecie nakedów o mocy 180 koni oraz hucznych zapowiedzi motocykli o mocy znacznie przekraczającej 200 kucy. Jednak to, co najlepsze w silniku SX to nie jego parametry mocy maksymalnej, tylko jej dostępność. Już od najniższych obrotów czujemy ciąg podobny do tego, jaki generuje holownik kontenerowca Maersk Kawasaki. Jest to dość spory hm...stateczek.

Jeżeli jesteś uparty, możesz ograniczyć do minimum działanie skrzyni biegów, która swoją drogą działa bardzo poprawnie. Podczas jazdy możesz korzystać wyłącznie z szóstki. Robiliśmy testy najniższych obrotów na jakich można jechać tym motocyklem. Zeszliśmy do 1100 obrotów na 6 biegu przy prędkości około 35 km/h. Wiele motocykli nie poradziłoby sobie z takim testem. Niektóre po prostu by zgasły, inne szarpały i rzucały się jak wigilijny karp pod tasakiem, ale nie Z1000SX. Mam wrażenie, że tym motocyklem da się zejść jeszcze niżej. Wygrzebanie się z dolnych partii obrotów trwa kilka sekund i nie objawia się żadnym niechcianym zachowaniem motocykla. Kiedy wskazówka obrotomierza pnie się po skali sięgając optymalnych obrotów, motocykl zmienia się w elektron pędzący w Wielkim Zderzaczu Hadronów - no może bez elementu zderzenia. Elastyczność jest na wybitnym poziomie - nieważny jest bieg, ani prędkość, wystarczy odkręcić manetkę gazu by zawsze cieszyć się aksamitnym przyspieszeniem.

Najbardziej rozpoznawalne tarcze świata!

Tarcze typu wave od lat stanowią wizytówkę Kawasaki. Niektórzy twierdzą, że lepiej oddają ciepło, dlatego stosują ją zieloni.  Gdyby tak było, stosowano by je w stricte torowych motocyklach...

Powód jest inny - one po prostu agresywnie wyglądają i pasują do muskularnego Kawasaki. Agresja objawia się również w działaniu układu hamulcowego. Ciężko stwierdzić co bardziej polubiłem w SX - jego silnik czy hamulce. Tylny hebel zapewnia przystępną dozowalność i punkt zadziała, jednak nie wyróżnia się na tle testowanych już przez nas motocykli w tym sezonie. Co innego przedni zestaw. Dwie pół pływające tarcze o średnicy 300 milimetrów połączone z czterotłoczkowym radialnym podwójnym zaciskiem. Zestaw agresywny jak Hulk, kiedy ktoś wyrwie mu włos z nosa. Działanie hamulców jest natychmiastowe, wystarczy lekki nacisk aby motocykl zanurkował, ostro hamując. W odróżnieniu od zielonego Hulka, układ jest dość łatwy do opanowania, co przydaje się tym bardziej w przypadku braku ABS - u.

Dokładnie 228 kilogramów zwinnej maszynki.

Ten motocykl jest naprawdę spory, a biorąc pod uwagę jego gabaryty należy uznać go za zwinny sprzęt. Szybka jazda po krętych drogach zwieńczona ostrymi wyjściami z winkli nie zdradza braków stabilności. Ostre hamulce oraz dostępność mocy na każde życzenie kierowcy pozwala poczuć się szybkim. Jazda jest łatwa, nie wymaga dużego skupienia, czy walki z motocyklem mimo sporej masy. Warto jednak zachować rozsądek podczas obchodzenia się z gazem. Tył potrafi zatańczyć, szczególnie na mokrej nawierzchni - zerwanie trakcji nie stanowi problemu.Podczas szybkich autostradowych przelotów, Kawa czuje się świetnie. Z łatwością osiąga i utrzymuje imponujące prędkości, zachowując stoicki spokój burzony jedynie przez jeden element - szybę, która de facto stanowi podstawę przystosowania Zety do dalekiej turystyki. Możemy ją regulować w trzech poziomach. Najniższy nadaje się do szybkich krótkich przelotów i w zasadzie nie chroni przed wiatrem. Przed wjazdem na szybką przelotówkę szyba powędrowała maksymalnie do góry. System regulacji jest banalnie prosty, pojedyncza dźwignią nie wymaga użycia narzędzi. Niestety tutaj kończą się pozytywy. Szybka jazda wprowadza szybę w spore wibracje. Owszem wiatr nie będzie dla nas tak uciążliwy, ale wibracje oraz hałas generowany przez szybę może złamać turystyczne zapędy największego globtrotera.

A co z tym rozsądkiem?

Kawasaki rzeczywiście łączy ogień z wodą. Fani winkli znajdą w niej sportowego ducha. Ciekawi świata przemierzą najdalsze szlaki utwardzonych dróg, a po drodze nikt nie nazwie ich motocyklowymi masochistami. Mogą swój motocykl wyposażyć w szereg turystycznych agresorów bez drastycznego pogorszenia jego właściwości jezdnych.

Motocykl nigdy nie będzie prawdziwym sportowcem, ani turystą. Stanowi on udane połączenie cech dwóch odmiennych światów. Pokazując, że ze skrajnych wymagań może powstać spójna, logiczna, rozsądna całość.