Suzuki SV 650N - test wojowniczego nakeda

Prezentowany sprzęt szturmem podbił Europę, wykaszając konkurencje nie tylko z Bolonii.  W pierwszym roku produkcji firma z Hamamatsu nie wyrabiała się z produkcją. SV stała się hitem sprzedaży u naszych zachodnich sąsiadów i w większości Europy. Polacy jak zwykle wszystko wiedzieli lepiej i na początku niesłusznie olali SV, to był błąd… i zaraz przekonacie się dlaczego. Silnik posiada 71 koni i 62 Nm. Wartości co prawda nie imponują na papierze, ale ten motocykl to taki mały chochlik, potrafiący sprawić niezłego psikusa jak się go za ostro traktuje… Ale po kolei. Pozycja na motocyklu jest taka, jak jego wygląd – poprawna, bez fajerwerków. Siedzimy w miarę wygodnie – ani zbyt agresywnie ani zbyt pasywnie. Ogólnie jest zadowalająco (brawo kalkulatorki;-) !)

Kokpit i pozycja

Przed oczami mamy prosty zestaw zegarów z podstawowymi kontrolkami, jest wszystko, co potrzeba i nic ponadto. 

Kanapa oferuje dostateczny komfort, choć pod kilku godzinach w siodle przyda nam się masaż pośladków. Rzucającym się w oczy elementem wizualnym motocykla jest jego rama - spawana z rur aluminiowych, ciekawie wyeksponowana, przywodząca na myśl potwory Ducati. Poza ramą o wyglądzie moto nie ma co się rozpisywać... 

Jazda

Pozycje już znacie (bez dwuznacznych skojarzeń świntuchy). Silnik odpala i... co to za odkurzacz?! Motor o pojemności 645 cm3 wyposażony w oryginalny wydech na ssaniu chodzi jak Zelmer z filtrem HEPA. Obroty rosną do 3500 a SV wyje nieznośnie. Wyłączam ssanie - no! - teraz to można słuchać. Motocykl na wolnych obrotach wydaje przyjemny basowy  dźwięk. Jedynka wchodzi z lekkim stuknięciem i jazda. Biegi wskakują pewnie, ale z lekkim oporem. Na początku jadę spokojnie - jak niemiecki emeryt. Podczas takiej jazdy przydaje się pewnie obycie ze sprzęgłem. W innym wypadku motocykl będzie szarpać, a jazda nie będzie przyjemna. W ruchu  miejskim bike okazuje się zwrotny i lekki, ciasne nawroty, przeciskanie się między samochodami czy parkingowe manewry to żaden problem. W miejskiej dżungli pomaga zarówno charakterystyka silnika, jak i wąska talia motocykla. SV to dobry, miejski przyjaciel… ale hola, hola… to pełen życia motocykl, czy skuter z kraju którego nazwy nie potrafię wymówić!?

Wyjeżdżamy z miasta

Czas wyjechać za miasto. Silnik Suzuki SV to konstrukcja posiadająca trzy bardzo ważne zalety. Wysoka trwałość - przebiegi rzędu 100.000 nie są niczym niezwykłym - charakterystyka oddawania mocy, oraz spalanie. Każdy „bajker” chce mieć taki motor między nogami, a z SV to żaden problem. Jazda w szybkim tempie to prawdziwy stuprocentowy fun. Silnik reaguje na każdy ruch prawego nadgarstka wydając przy tym dźwięk, którego próżno szukać w rzędowych czwórkach konkurencji. Wrażenia słuchowe przy ostrej jeździe punktuje 10 na 10. Podobnie rozwijanie mocy. Już od najniższych obrotów czujemy, że ten motocykl ma zadziorny charakter. Odwijanie z pełnej garści już od niskich obrotów daje mega satysfakcje. Wskazówka obrotomierza (jak ktoś ją ma…) hula radośnie po całej skali obrotów. Silnik lubi wysokie obroty, choć żeby jechać dynamicznie nie musimy się zapuszczać w wysokie rejony. Dopiero powyżej prędkości autostradowych silnik woła „dość ty hultaju!” Jeśli nie okażemy litości bike jest w stanie pojechać ponad 200km/h ale nie jest to ani przyjemne ani bezpieczne…

Przy prędkościach mocno nieprzepisowych, zawieszenie ujawnia swoje minusy. Motocykl zaczyna robić się nerwowy co skutecznie ostudzi nasz zapał do bicia rekordów prędkości. Wspomniane zawieszenie jest największą bolączka SV z początków produkcji. Przedni widelec jest za miękko zestrojony. Nawet podczas miejskiej jazdy – podjazd pod krawężnik itp. - przód potrafi nieprzyjemnie dobić. Podczas dynamicznej jazdy zawiecha nie nadąża za fantastycznym silnikiem. 

Co innego hamulce, Wystarczy na nie spojrzeć żeby nabrać do nich zaufania. Dwie pływające tarcze o średnicy 290mm wyposażone w dwutłoczkowe  zaciski Tokico z przodu, oraz tarcza 240mm na tylnym kole. Cały zestaw prezentuje się naprawdę godnie. Dozowalność hamulców jest w pełni akceptowalna a droga hamowania ze 100 do 0 wynosząca około 35metrów to dobry wynik. Pomaga oczywiście niska masa motocykla, 185 kg na mokro. Podczas wytracani prędkości przydaje się również wysoki moment hamujący generowany przez silnik. Trzeba jednak uważać, podczas agresywnych redukcji tylne koło potrafi stanąć w miejscu. Warto popracować nad międzygazem żeby zniwelować to zjawisko, które -nawisem mówiąc- daje mega frajde podczas ostrego butowania.

Podczas jazdy z pasażerem nie odczujemy drastycznego spadku osiągów. Dopiero powyżej prędkości rzędu 130 km/h przypomnimy sobie ze ktoś tam z tylu jednak siedzi. Warto przed zabraniem ze sobą pasażera/ki podnieść napięcie wstępne tylnego amortyzatora, oraz spokojnie obchodzić się z gazem na dwóch pierwszych biegach. Podczas ostrego odkręcenia przód potrafi niepodziewania wystrzelić w niebo, co może okazać się nie przyjemne dla towarzysza podróży. Także wibracje nieodczuwalne w dużej mierze przez kierownika wycieczki mogą negatywnie oddziaływać podczas jazdy na tylnym siedzeniu. Tak to już jest z silnikami V2…

Jaka więc jest Suzuki SV 650 N z 2000 roku?

Niepozorna na pierwszy rzut oka i zaskakująca od pierwszych kilometrów, dająca masę frajdy z jazdy w każdych warunkach. Potrafiąca przecisnąć się przez miejski zgiełk i dająca rade podczas jazdy za miastem. Wyposażona w jeden z najlepszych silników w swojej klasie. Posiadająca dość agresywny charakter zadowoli doświadczonych jeźdźców, ale też nie przestraszy nowicjuszy. Jeżeli znudziły Ci się rzędówki i szukasz motocykla, który nie zrujnuje twojego budżetu, lub dopiero rozpoczynasz przygodę z motocyklami i chcesz się po prostu dobrze bawić to jest to motocykl dla Ciebie!