Aprilia RS 250 (1995 - 2002)

O większości włoskich pojazdów mówi się, że zostały zrodzone z pasji, zamiłowania do motoryzacji i czystego stylu.  Dotyczy to zarówno samochodów, jak i motocykli. Niekiedy jednak poczucie stylu Włochów miesza sie z ich temperamentem i wychodzi coś zupełnie niewytłumaczalnego. Jednoślad, o którym chcę wam opowiedzieć w pierwszej wersji był piękny. Szczególnie porównując go do innych motocykli z tamtej epoki, a i teraz da lubić tę stylistykę. W drugiej? Wyglądał jakby jego projektant po wciągnięciu znacznej ilości białego proszku napatrzył się na jajka i żółwie, po czym stwierdził że można z tego zrobić motocykl. Tak narodziła się druga generacja motocykla Aprilia RS250. Jest paskudna, obła i... Dzięki temu aerodynamiczna. Abstrachując od kontrowersyjnego wyglądu, oba modele były inżynieryjnym majstersztykiem. Dlaczego?
 

Maszyna zdecydowanie stworzona na tor. Lekka jak jak Dawid, silnik mocny niczym Goliat. Dwa W jednym. Wymiary 125'tki, połączone z mocą ówczesnych sześćsetek... Niemal doskonała kombinacja na amatorski podbój torów i nie tylko. A przy tym była produkowana z homologacją przez siedem lat!


Zanim świat doszedł do wniosku, że mocne, lekkie motocykle dwusuwowe są maszynkami do zabijania, Aprilia RS250 doczekała się swoich dwóch cywilnych generacji. W 1994 roku do produkcji seryjnej trafił jej pierwszy, przedliftingowy model. Historia tego motocykla zaczyna się jednak odrobinę wcześniej od motocykli klasy 250cc mistrzostw świata . Właśnie w tej klasie, w 1993 roku Aprilia zdobyła tytuł mistrza. Model produkcyjny powstał jako hołd dla zwycięskiej RS250GP. W 1998 roku wraz z liftingiem według stylizacji pana Starck'a i Galluzzi'ego, powstał model RS250GP1 dostępny dla każdego.

"A napędza ją malutka "fałka" o wielkiej mocy!"

Silnik to nie żaden austryjacki Rotax, jak w przypadku starszych modeli wyścigowych. Nie jest to też jakiś nowy wymysł włoskiej techniki. Jednostka była dobrze znana na całym świecie. Dlaczego? Zastosowany silnik pochodził ze stajni Suzuki. Konkretniej był to generatorek o akronimie VJ22 z modelu RGV250 z 1990 roku. Już w japońskim motocyklu osiągał 61 koni mechanicznych i około 35 niutonometrów momentu obrotowego. W latach 90'tych gdy trafił pod dłuto włoskich konstruktorów - tym Jana Thiela. Zmiany w rozrządzie cylindrów dwusuwa, przeprojektowaniu zapłonu oraz odpowiednie wydechy sprawiły, że dwa cylinderki wypluły 72 konie mechaniczne i 40 niutonometrów. W połączeniu z niską masą eReSki trzeba powiedzieć jedno. Motocykl jest zwinny jak jaszczurka i szybki jak Spidi Gonzales. Odwija się do setki w czasie nie wiele gorszym niż nie jedna współczesna sześćseta!

Wspomniałem "inzynieryjny majstersztyk" ?

Dlaczego? Co niezwykłego jest w tej całej eReSce? Jest to motocykl sportowy o masie średniej klasy supermoto. Wspomniane wcześniej 72 konie mechaniczne zostały wkomponowane w ramę o sztywności skały. Przednie zawieszenie, jak przystało na sportowy motocykl to widelec typu USD marki Showa o średnicy lagi 43mm, regulacja naprężenia wstępnego, kompresji jak i tłumienia odbicia, w motocyklu sportowym to nic niezwykłego. Ale, że w 250'tce? Zaprojektowana piętnaście lat później Ninja 250 nie może pochwalić takim zestawem... Obecnie produkowana Yamaha R3? Zapomnij. Tylne zawieszenie to klasyczny monoshock marki Sachs, również wyposażony w wspomniane powyżej regulacje. Dodatkowo jak przystało na motocykl przeznaczony na tor możemy również regulować długość amortyzatora, zmieniając tym samym prześwit motocykla. Sam tylny wahacz został wykonany ze stopu magnezowego. Jego paraboliczny kształ, przypominający banana, lub fragment przekroju jajka zwiększa sztywność konstrukcji. Całość została postawiona na siedemnastocalowych kołach z 125'tki o szerokości 3 cale przód, oraz 4 cale tył. Pozwala to na zastosowanie opon o profilach 120/60 dla przodu oraz 150/60 dla tyłu. Wszystko to sprawia, że eReSka prowadzi się jak po szynie. Obiera tor jazdy tylko i wyłącznie taki, jakim zamierzasz ją poprowadzić. Wspomniałem o promieniu skrętu wynoszącym 3.86 metra? A o zaciskach Brembo ORO? Te zaciski spokojnie zatrzymają średnich rozmiarów pociąg!

Dlaczego nie nadaje się na pierwszy motocykl? 

RS250 to bezkompromisowa maszyna ściągnięta z toru, prosto na ulicę. Połączenie dużej sztywności, perfekcyjnego zawieszenia, niskiej masy i stosunkowo mocnego silnika tworzy świetny sprzęt do ścigania. Torowe owiewki, kilka niewielkich modyfikacji i już możemy powalczyć o dobre czasy z sześćsetkami na torach bez dłuższych prostych. Bardzo ochoczo wstaje na koło i nie przepada za wybaczaniem błędów. Jest jak zazdrosna kobieta. Wydaje Ci się że robisz wszystko jak należy... Ale ona i tak znajdzie powód by Ci się odwdzięczyć. Ponadto nie łatwo dostać ten sprzęt i w razie ewentualnej gleby, stłuczki jeszcze trudniej o części zamienne.

Opinia Marcina

Dla mnie jest to motocykl z listy "MUST HAVE" i prędzej czy później wyląduje w moim garażu. Po odpowiednich modyfikacjach świetnie sprawdzi się w Gymkhanie. Daje niesamowitą frajdę z jazdy, aż chce się jeździć. Dwusuwy trzeba lubić, technika jazdy dwusuwem jest odrobinę inna ze względu na jego zachowanie, agresywny wzrost mocy w momencie wejścia w rezonans. I ten zapach mgiełki nieprzepalonego oleju mieszankowego... Przypomina dzieciństwo. Czasy w których wierciło się dziurki w wydechu komarka, aby był choć odrobinę głośniejszy, bardziej sportowy.  A jak tu się nie uśmiechać gdy można poczuć się dzieckiem, prowadząc pełnej krwi sportowca? :)