4 dni przed siebie - trzech kumpli, trzy motocykle i południowa Polska - cześć 2

Trójka przyjaciół wyrusza z Krakowa w trasę motocyklami. Przeciętna z pozoru wyprawa jest okazją nie tyko do kilku trafnych obserwacji i poznania pięknych zakątków południowej Polski, ale przede wszystkim do przypomnienia sobie, że najważniejsi są przyjaciele i wspólne przeżycia. Zdjęcia i tekst - Konrad Lasota

Przeczytaj również: 4 dni przed siebie - część 1

Bieszczady

W Cisnej trafiliśmy ostatni wolny pokój w pensjonacie który polecę każdemu motocykliście, ponieważ ugoszczą Was motocykliści. Syn właścicieli wyprzedził na małym KTM (50 cm³) ledwo jadące pod górkę Varadero. Młody jadąc na kole wybeształ Kubę, ku ucieszę mojej i Sebastiana. Siekierezada przywitała nas dobrym piwem. W Cisnej jak to w Cisnej poznaliśmy wielu ciekawych ludzi. Zmęczenie i lekkie przeziębienie po jeździe w deszczu ze śniegiem do Zakopanego okazało się w końcu silniejsze.


Jedynym marzeniem stało się  uderzenie gębami w tapczany.

Pensjonat Jeleni Skok zaskoczył nas niesamowitym śniadaniem, gościnnością i uśmiechem właścicieli. Polecam, i na pewno tam wrócimy.

Czarny scenariusz

Rano na niebie pojawiły się chmury. Każda prognoza pokazywała jednoznacznie, że padać nie będzie tylko w okolicach Przemyśla. Trasa przez Solinę okazała się oczywistym wyborem. Po krótkim spacerze na tamę, tak dla zasady, ruszyliśmy dalej. Deszcz zaczął padać mocniej. Jechałem pierwszy, dojeżdżaliśmy do krajowej 28'ki, ostatnie parę zakrętów po nieprzyjemnej nawierzchni. Zatrzymuję się na skrzyżowaniu, czekam na chłopaków. Seba dołącza, a z nim złe przeczucie. Nie czekamy długo i zawracamy.

Tysiąc myśli, złych scenariuszy, najgorszych wyobrażeń.

Nie wiem czy ktoś z Was był w podobnej sytuacji, ale nikomu tego nie życzę. To uczucie gdy wyjeżdżasz zza zakrętu i widzisz moto kolegi w rowie. Później zobaczyliśmy Kubę i usłyszeliśmy jego zdanie na temat sytuacji okraszone poprawną polszczyzną. W tym wypadku skończyło się dobrze, bo Kuba oprócz tego, że przejechał się na tyłku nie zrobił sobie nic. Varadero nie chciało na początku współpracować, ale po chwili majsterkowania odezwało się i dzielnie dojechało do końca wycieczki z lekko wygiętą klamką hamulca i przetartymi plastikami.


Przemyśl i okolice

Kuba tego dnia jechał zachowawczo, ale 600tki dostały mocno w kość. Kilometr za felernym zakrętem asfalt zrobił się magicznie suchy. Krajowa 28mka do Przemyśla to droga, którą każdy motocyklista powinien się przejechać. Znaleźliśmy miejsce do spania, Kuba poszedł odpocząć do miasta, a CBF600 i FZS600 latały po okolicach.


Przejechaliśmy parę razy tą trasą oddalając się 25 km od Przemyśla i do niego wracając. Długie łuki, serpentyny, podwójnie łamiące się zakręty – żal że to droga publiczna. Ja bym ją zamknął i zrobił z niej nitkę toru. I jeśli będę miał kiedykolwiek taką władzę, zrobię to bez wahania. Wieczorem w Przemyślu wybraliśmy się na zwiedzanie miasta - rynek jest przepiękny, knajpki pełne ludzi.

Droga z powrotem do Krakowa zaskoczyła nas pięknymi widokami i cudowną pogodą. Zrobiliśmy parę stopów w ładniejszych miejscach, zawróciliśmy się na przejechanie paru serpentyn między Dynowem, a Domradzem, droga 884, oraz rynek w Strzyżowie nas zauroczyły. Tam też na pewno pojawimy się jeszcze nie raz. Wypady w tym stylu są najlepsze – krótki weekend zapełniony atrakcjami, bez ciśnień, bez pośpiechu.


Na zakończenie:

Każdemu życzę tyle luzu w organizacji i planowaniu. Wsiąść na moto i zastanawiać się gdzie jechać już po tym jak się ruszy przed siebie to recepta na bezstresowy odpoczynek. Dodam na koniec, że wypożyczanie motocykla jest czasem bardzo dobrym rozwiązaniem. Daje dużo więcej czasu na moto w miejscu gdzie chcemy go spędzić. I nie wychodzi to wcale tak drogo...

Autor: Konrad Lasota