Upadki i wzloty - drugi sezon na torze.

Wielkie nadzieje, nowe moto i walka z własną psychiką i słabościami. Torowanie wg. Oli cz. IV

Lato się skończyło, przyszła jesień – kalosze, szalik i czapka. Taki  mamy klimat. Wraz z końcem lata kończy się sezon motocyklowy, jednak trochę szybciej kończy się pora wyjazdów na tor. Niższa temperatura powietrza i asfaltu nie sprzyja jeździe torowej, pogoda jest nieprzewidywalna na tyle,  że ciężko jest zaplanować taki wyjazd. Ostatnie wyjazdy  na tor w moim przypadku to zazwyczaj koniec września, początek października. Pierwsza myśl jaka przychodzi mi do głowy po ostatniej jeździe, to generalne podsumowanie sezonu. I myślę, że nie tylko ja analizuję progres, wzloty czy upadki i zastanawiam się - jak może wyglądać kolejny sezon i jak się najlepiej do niego przygotować. Pozwoliłam sobie na małe podsumowanie sezonu, nie będą to plusy i minusy, ale w miarę ułożone chaotyczne myśli na temat sezonu 2014. Mojego drugiego sezonu motocyklowego w życiu i tak naprawdę pierwszego poważnego sezonu torowego.

Nowsze nie znaczy lepsze.

Sezon zaczął się bardzo ciężko – nowy motocykl specjalnie przygotowany na tor z którym nie mogłam się „dogadać” sprawił mi wiele kłopotu. Psychicznie byłam w dołku, którego się nie spodziewałam. Zimą ciężko trenowałam i walczyłam o jak najlepszą kondycję na sezon, patrzyłam prawie codziennie na motocykl w garażu, do specjalnego słoika odkładałam każdy grosz na tor. Pierwsze wyjazdy zrównały z ziemią moje wielkie nadzieje na sezon. Zostawałam w tyle, byłam dublowana w najwolniejszej grupie, a instruktorzy mówili mi, żeby nie skupiać się na technice, która jest dla mnie niesamowicie ważna, ale żeby szybciej jeździć. Fakt, że motocykl nie był technicznie sprawny, bo miał problem ze skręcaniem. Jednak i po naprawie tej usterki nie zmieniło się zbyt wiele. Zamiast kroku do przodu zrobiłam dwa do tyłu. Tak naprawdę musiałam się uczyć wszystkiego od nowa. Dopiero po kilku wyjazdach i wielkiej walce psychicznej zaczęłam oswajać się z maszyną. Wróciła mi radość z jazdy, a zniknęło poczucie beznadziejności. Na początku sezonu – maj, czerwiec – udawało mi się być na torze praktycznie co 2-3 tygodnie, co okazało się najlepszą decyzją. Częste treningi pozwalały nie wypaść z rytmu, pamiętać ostatnie błędy i je naprawiać.

IMPOSSIBLE IS NOTHING

Pierwszy wyjazd na tor Poznań w kwietniu, bycie dublowaną w grupie C i mój czas 2:59 przypomniał o tym, że cofałam się w rozwoju, zamiast iść do przodu. Zastanawiałam się po co pcham się w ten sport, skoro nic mi nie wychodzi i myślę, że większość osób by nie uwierzyła gdybym powiedziała, że za 3 miesiące czas będę miała o co najmniej o minutę mniejszy. W lipcu na tym samym torze, który w końcu polubiłam, wraz z pierwszą glebą w sezonie przyszedł mój rekord czasu : 1:57:012 ! A jak na babę, co jeździ jeden sezon to nie tak źle. Nawet udało mi się zająć 2 miejsce w wyścigu Speed Day Trophy w grupie B, oraz zdałam egzamin na sportową licencję B. Podobne postępy mogłam obserwować na torach za granicą – Slovakiaring, Pannoniaring, Hungaroring czy Brno Circuit.

Kolejnym moim pomysłem, który zrodził się zimą oraz wszelkie nadzieje na jego realizację również zostały zrównane z ziemią... Na początku sezonu był puchar dla kobiet LadiesTrophy organizowany przez austriacką firmę zajmującą się wyjazdami na tor. Pierwsza runda na torze Slovakiaring nie była lekka, 2 zakręty przed końcem wyścigu wypadł mi bieg na zakręcie i z drugiej pozycji spadłam na czwartą. Ale zdecydowanie poprawiłam czas i wiele się nauczyłam. Kolejna runda na torze w Brnie była zaciekłą walką z bardzo doświadczoną zawodniczką, ostatecznie wyścig ukończyłam jako trzecia, również poprawiłam czas (aż o 10 sekund w samym wyścigu !). Niestety nie mogłam wziąć udziału w 2 kolejnych wyścigach, jednakże w klasyfikacji generalnej zajęłam 4 miejsce (do 3 miejsca straciłam tylko 3 punkty) spośród około 20 bardziej doświadczonych zawodniczek z Europy.

SHOW MUST GO ON

Podsumowując - jestem piekielnie zadowolona i dumna z siebie i tego sezonu. Wygrałam z psychicznymi słabościami, walczyłam na każdym wyjeździe, nauczyłam się cierpliwości i opanowania a także ponownie w siebie uwierzyłam. Rozwinęłam swoją jazdę pod względem techniki i czasu, zrobiłam wielki krok w przód. Przez odwiedzanie różnych torów szybciej nauczyłam się zapamiętywać poprawną nitkę, pamiętając przy tym, że każdy tor jest zupełnie inny.  Wiele zawdzięczam chłopakowi, który był w stanie wytrzymać ze mną tak ciężki początek oraz przyjaciołom i instruktorom , którzy we mnie wierzyli. Trochę się pochwaliłam, ale pisząc ten artykuł ciągle się uśmiecham – wspominając walkę na początku, poprzez radość z każdej urwanej sekundy, przez glebę, aż do pierwszego medalu czy pucharu w tym sezonie. Czas zacząć przygotowania na sezon kolejny – oszczędzanie, przygotowanie psychiczne, treningi, szukanie nowej torówki i pomysłu na siebie i jazdę w roku 2015.