Przeżyliśmy zlot motocyklowy w Cieszkowie 2021

    Przyznamy szczerze - dotychczas nigdy nie byliśmy na zlocie motocyklowym z prawdziwego zdarzenia. Wydarzenia tego typu kojarzą nam się z połączenia festynu z obozem przetrwania i 24-godzinnym melanżem. Dużo motorów, dużo procentów, dużo hałasu, dużo kurzu. Dodajmy do tego bezceremonialne oranie sprzętów i lekceważący stosunek do zasad bezpieczeństwa, a całość brzmi jak przepis na katastrofę... Pora spróbować tego na własnej skórze!


Legendarny Krotoszyn

    Ok, jak to się zaczęło? Wybór imprez motocyklowych w sezonie jest naprawdę spory. Pandemiczny epizod z zeszłego roku niewiele pod tym względem zmienił. My zdecydowaliśmy się na XXXIII Zlot Motocykli Ciężkich i Weteranów - Oldtimers 2021 w Cieszkowie. Cieszków to nowa lokalizacja kultowego zlotu w Krotoszynie. Dlaczego ten zlot?


    Po pierwsze - zachęciły nas wspomnienia Marcina "Cinka", "złego motocyklisty" wspominającego wielogodzinne wiszenie na manetce gazu, pokazy palenia gumy na masce samochodu i strzelanie puszkami po browarach w tłum rozradowanych ludzi. Oczywiście za moździerz służył tłumik motocykla.

Pierwsza zasada zlotu: najpierw namiot, potem impreza...

    Po drugie - o swoim sentymencie do zlotu w rodzinnym Krotoszynie kilkukrotnie wspominała Martyna. To ze spacerów za rękę z tatą i zachwytu na widok Yamahy Virago ("Tata, tata! Virago!) wywodzi się jej zainteresowanie motocyklami. Wobec takiej historii wybór motocykla na zlot był tylko formalnością.

    Po trzecie - zlot w Krotoszynie posiada sławę iście "madmaksową". W ciągu trzech dekad wiele rzeczy uległo zmianie, ale Krotoszyn do dziś cieszy się opinią imprezy "niepoprawnej". To nie jest żaden Festiwal Gwiazd Niedobitków Rocka na dziedzińcu luksusowego hotelu, tylko ostra jazda bez trzymanki. Przekonajmy się!


Na zlot wybraliśmy się w kurtkach SECA:


Synek, jedziem tam!

    Petit miał przyjechać Yamahą XV 535 Virago w sobotnie południe. Ja wybrałem się już w piątek wieczór motobandowym "safety carem" z nadzieją na uchwycenie najbardziej grubych akcji. Było wilgotno i chłodno, ale takie warunki nie odstraszają prawdziwych motocyklistów. Koła orały ziemię, tłumiki strzelały ogniem. Fontanny wilgotnej ziemi sypały się z każdej strony. To była ciężka noc.

Po kolorze terenu od razu widać gdzie toczyła się walka o przetrwanie.

    Rano trzeba było szybko się ogarnąć. W końcu relacja sama się nie zrobi. W między czasie Petit dojechał na Yamaha Virago. Mogliśmy zobaczyć bardziej sielankowo-festynowe oblicze zlotu z pieczoną kiełbasą, szaszłykami i zwiedzaniem pola w poszukiwaniu najciekawszych motocykli. Sobotni frekwencja była zdecydowanie większa niż w pochmurny piątek. Zaczynało się robić coraz głośniej, na scenie zaczęły się koncerty. Zbliżał się wieczór.

Wystarczy jeden mały punkt zapalny...

...by rozpętało się prawdziwe pandemonium. Kiedy kręcisz manetą na oczach tłumu spragnionych wrażeń i destrukcji motocyklistów czujesz się jak król życia. Ogień z rury, kolektory rozgrzewają się do czerwoności, silnik już nie chce. Chwila nieznośnej ciszy i melodię podchwytują kolejni śmiałkowie na oddalonym krańcu pola namiotowego. Symfonia trwa przez długie godziny. Druga w nocy, czy 6:00 rano to również dobra pora by konkretną przygazówką przypomnieć wszystkim, gdzie się znajdujemy.

Druga zasada zlotu: weź stopery...

    Publiczne katowanie sprzętów ma w sobie coś hipnotyzującego. Na widok chmury dymu na sceptycznej dotąd twarzy mimowolnie pojawia się uśmiech. Jak twierdzi Cinek jest to forma sztuki, performancu współtworzonego przez artystę-motocyklistę i publiczność. Ryczące tłumiki tworzą własną melodię, rozhulane towarzystwo dopomina się o więcej, głośniej, mocniej. Pole zlotu spowijają dym, kurz, hałas i ogień.

 

Ciemne oblicze

    Jak na każdej imprezie masowej trzeba liczyć się z kilkoma okolicznościami. Ryzyko, że po solidnym "Daj mu!" wróci się z motocyklem na lawecie to jedno. Jest to ryzyko wkalkulowane w dobrą zabawę. Ryzyko nabawienia się urazu lub uszczerbku na zdrowiu to inna sprawa. Z naszych obserwacji wynika, że mimo kilku spektakularnych wywrotek ani razu nie była konieczna pomoc pogotowia. Warto też znaczyć że organizator przewidział miejsce na namioty i osobną strefę destrukcji.

    Wreszcie dochodzimy do sprawy najbardziej bolesnej - wypadki. W 2010 roku w czasie trwania zlotu w Krotoszynie (choć poza jego terenem) doszło do tragicznego wydarzenia. Pijany motocyklista zabił dwie osoby. Z perspektywy postronnego obserwatora zlotu fakt, że nikt poważnie nie ucierpiał na tegorocznym zlocie może wydawać się szczęśliwym przypadkiem. Jednak wbrew pozorom każdy uczestnik z grubsza respektował zasady bezpieczeństwa, a organizator sumiennie podszedł do kontroli stanu trzeźwości osób opuszczających zlot. Wobec innych, niespotykanych na drodze, ale powszechnych w takim miejscu zjawisk jak jazda bez kasku interwencje są bezcelowe. Ochronie pozostaje wtedy jedynie uważnie obserwować.

Inna bajka

    Grono ludzi, z którym zetknęliśmy się na zlocie to osobny mikrokosmos. Z jednej strony zaprawieni weterani na cruiserach, chopperach, trajkach i innych tworach. Z drugiej młode pokolenie upalające WSK'i, SHL'ki i MZ'ty. Obok zakopanych po osie sportów znajdą się klasyczne enduro i ciężki sprzęty. Nowych, wymuskanych motocykli za dziesiątki tysięcy jest niewiele. Liczy się zabawa, a nie lans. liczy się fantazja, a nie zasobność portfela.


    Można założyć, że niewiele jest takich miejsc jak zloty motocyklowe, w których spotkasz tak wielu tak barwnych ludzi w tak krótkim czasie. I choć większość motocykli legitymowała się tablicami rejestracyjnymi z okolicznych powiatów, to nie brakowało obieżyświatów, indywiduów, wyczynowców, outsiderów i innego towarzystwa. Wszędzie witany jesteś z uśmiechem i życzliwością. Reszta zależy od tego, czy dasz się porwać przygodzie i odważysz się wsiąść na różowego Simsona z podrabianym proboszczem za kierownicą.   

    Czy zloty są dla nas? Mimo wrodzonej awersji do tłumów bawiłem się całkiem nieźle. Duży wpływ na to miało grono ludzi, których miałem okazję tam poznać. Czy tam kiedykolwiek wrócimy? Być może. Wizyta w Cieszkowie to weekend jakiego nam było trzeba, pełen beztroskiej destrukcji, śmiechu i zmęczenia. Nonszalanckie poczucie wolności towarzyszące zakopywaniu motocykla warte jest tego wysiłku.