Komarkiem do Maroko, czyli początek pięknej przyjaźni.

Istnieją połączenia tak egzotyczne, a jednocześnie tak swojskie, że w pierwszym odruchu w głowie człowieka miesza się podziw ze zwątpieniem. Tak reagujemy, gdy słyszymy o makaronie podanym z dżemem truskawkowym, albo o repertuarze zespołu Kombii granym na symfonię. Ludzie! jak tak można?! Z tego nie może wyjść nic dobrego.

A potem zjadamy makaron, odpalamy muzykę i myślimy sobie - Kurcze, to jest całkiem niezłe... Tak właśnie mieliśmy, gdy dowiedzieliśmy się o pewnej nietypowej wyprawie... Ale od początku!

W sobotę 23 kwietnia z miejscowości Czechowice-Dziedzice wyjechał komarek. Czterdziestoletni motorower i jego właściciel są właśnie w drodze do Maroko. O Maroko coś tam słyszeliśmy: kraj muzułmański, ale ponoć liczyć można na Rabat i seans w Casablance z Bogartem i (Sweet Jesus!) Ingrid Bergman. Piotrek właśnie tam jedzie swoim Komarem.

Pomyśleliśmy - Hmmm, PRL vs Maroko? Sorry, Komarek nie ma szans. Ale jeśli dodamy do tego upór Piotrka i arsenał złożony z 8 (słownie: ośmiu) kilogramów części zamiennych to sprawa zaczyna wyglądać inaczej. Ostoja cywilizacji europejskiej w misji na krańcu świata? Jazda! Po trzech dniach jazdy Piotrek znajduje się w Słowenii, w pobliżu Włoch.

Nie jesteśmy fanami komarków. W ogóle nie jesteśmy fanami motoryzacji czasów PRL. Ale jesteśmy fanami ludzi z pasją i fantazją. Dlatego trzymamy kciuki za sukces wyprawy. I zadajemy sobie pytanie: jak w tej nietypowej podróży poradzi sobie jedno ze szczytowych osiągnięć polskiej myśli motoryzacyjnej? Śledzimy fanpage i życzymy powodzenia!

Czterodziestosześcio-minutowe video z przejazdu ulicami Czechowic-Dziedzic znajdziecie tutaj. A Kombii symfonicznie posłuchasz tutaj ; ) Wiadomość o wyprawie przesłał Dawid - dziękujemy!