Triumph Speedmaster - brytyjski chart w stadzie mamutów.

Dźwięk też nie jest bez znaczenia i to najlepiej tak doniosły, że nie tylko obudzi wszystkich sąsiadów, ale również sprawi, że zmartwychwstaną ich krewni, którzy znaleźli sobie wygodne miejsce jakieś 2 metry poniżej gruntu. Silnik musi mieć pojemność kompletnie nie adekwatną do swojej mocy. Kierownica znajdująca się powyżej głowy kierowcy, też nikomu jeszcze nie zaszkodziła. Warto dodać że paleta barw nie jest zbyt bogata. Jedynym słusznym kolorem dla takiego motocykla to czerń. Nie chodzi mi jednak o zwykłą czerń. Ma to by czerń tak czarna jak pięść Mika Tysona, jak make-up Marylin Mensona, jak tyłek samego Mefistofelesa! Do tego trochę frędzelków, chromu i mamy cruisera, że hej!

Wspominałem już ze nie jestem fanem gatunku?

Do naszego tajnego centrum testowego trafił jednak jeden taki cruisier. Jako, że ta robota jest szpetna i niewdzięczna byliśmy zmuszeni go przetestować. Ów przypadek to niejaki Triumph Speedmaster. Nazwa dość nieopatrznie wybrana, w końcu jak cruisier może być "Panem prędkości". Powiem wam więcej. Po krótkim zapoznaniu się z materiałami dostępnymi w sieci czytamy, że jest to motocykl o sportowym charakterze. Odczuwam tutaj lekkie faux pas - jak motocykl ważący tyle, co kościół, o mocy jednego cylindra R1 może mieć sportowy charakter? Może jestem trochę wrogo nastawiony do tego typu maszyn, ale wydaje mi się ze sport to ostatni rzecz, o jakiej myślą właściciele cruiserów.

Rzędówka w cruiserze? Panie, to chyba nie ten motor...

Prezentowany motocykl opuścił linię produkcyjną w Hickel w 2009 roku. Triumph to angielska marka, a Angole robią wszystko inaczej niż reszta świata. Zapewne dlatego do swoich maszyn uparcie pchają silniki rzędowe, co jest przecież niedopuszczalne w tej klasie. Silnik ma 865 ccm pojemności i rozwija ponad 60 koni do tego mamy 74 Nm dostępne w szerokiej skali obrotów. Twin  zamontowana jest w stalowej ramie, do ramy dokręcono z tyłu wahacz wleczony z dwoma elementami resorująco tłumiącymi oraz widelec teleskopowy z przodu. Motocykl stoi na 15 calowym kole z tyłu i 18 calowym z przodu. Odpowiednio na tył naciągnięto oponę 170/80-15 z przodu 110/80-18. Hamulce to pojedyncza tarcza o średnic 285 mm na tyle oraz podwójna o średnicy 310 mm z przodu. Motor wyposażony jest w hamulce od Nissina. Całość angielskiej myśli technicznej waży równiuteńkie 250 kilogramów. Uff...tyle teorii, teraz praktyka.

Wiatr we włosach i zachód słońca.

Wsiadając na motocykl od razu czujemy pełen komfort i relaks a oczy zaczynają wypatrywać zachodzącego słońca. Wszystko za sprawą wygodnej kanapy i dobrej ergonomii. Pozycja na motocyklu jest całkiem wygodna, kierownica oraz podnóżki znajdują się w odpowiednich odległościach. Prędkościomierz usytuowany za lampą jest dobrze widoczny i czytelny. Tak wygląda ocena komfortu z perspektywy spacerowej krótkodystansowej jazdy. Przy dłuższych oraz szybszych przelotach pojawiają się jednak pewne problemy. Głównym z nich jest szyba, która była elementem dodatkowym wyposażenia motocykla. Przy moich imponujących 178 cm wzrostu, strużka powietrza była kierowana znad szyby prosto w górną część kasku. Skutkowało to, mówiąc fachowo,  irytującym telepaniem mojej głowy oraz zwiększeniem hałasu. Warto tutaj dodać, że szyba była sygnowana logiem Triumpha.

Każdy segment motocykli posiada typową dla siebie pozycje jazdy. W sportach nóżki do tyłu, w cruisierach do przodu, co w naturalny sposób wpływa na wyczucie motocykla. Jak sytuacja wygląda w Triumphie? Dość zaskakująco! Motocykl od pierwszych kilometrów jednogłośnie utwierdza mnie w przekonaniu, że cruisier to zło i szatański pomysł amerykańskich innowierców. Nie podoba mi się kompletnie nic! Wyczucie przedniego koło do bani. Jazda w spacerowym tempie totalnie do bani, krowa jest bardziej zwrotna! Tylny hebel to już bania do bani, tragedia, jeżeli chodzi o wyczuwalność i sposób działania. Dodatkowo cały czas mam wrażenie, że przód motocykla jest ultralekki niewyczuwalny, a tył ciężki jak tyłek miss puszystych. Po kwadransie jazdy szukam rowu, w którym mógłbym porzucić Speedmastera!

Nie taki diabeł straszny...

Jestem jednak cierpliwy i dobry a ponadto paliwo zostało wlane do baku nie za moje pieniądze, więc jeżdżę dalej. Wraz z przejechaniem kolejnych kilometrów zmienia się moje zdanie na temat motocykla. Przednie koło zaczyna współpracować, informując mnie o tym, co dzieje się na drodze. Przedni hebel z totalnie niewyczuwalnego ustrojstwa ewoluuje do postaci dobrze działającego zestawu, który ponadto daje dobre wyczucie i dużą siłę hamowania. Przednie zawieszenie również zyskuje przy dłuższym poznaniu, a cały motocykl staje się dobrze wyważoną przyjemnie jeżdżącą po zakrętach konstrukcją. Ponadto do moich uszu napływa pokaźna ilość basów generowanych przez cieszący oko tłumik. Detal jak najbardziej pożądany w tej klasie.

Zaskakujące jest to, że sprzęt, który przez wielu mógłby zostać skreślony na pierwszych kilometrach, daje taka radość z jazdy po dłuższym zapoznaniu. Żeby ktoś jednak nie myślał, że przesadzam, podam wam przykład właściciela. Kupił on motocykl, sugerując się przede wszystkim wyglądem i brzmieniem. Po przejechaniu pierwszych kilometrów klnął w duchu, że kupił taką nieporęczną taczkę. Jednak podobnie jak ja dał mu szanse i to się opłaciło! Teraz motocykl cieszy go na każdym przejechanym kilometrze. Jednak nie jest tak kolorowo jak myślcie, pewne wady zostały.

Główną z nich jest tylni hamulec działający tylko w dwóch trybach ON/OFF. Uwierzcie mi, to, co jest pośrodku nie można nazwać hamowaniem tylko myśleniem o hamowaniu. Podobnie sprawia wygląda ze skrzynią biegów. Chodzi miękko, a biegi nie wyskakują, brakuje jednak wyczuwalnego momentu zapięcia przełożenia. Mimo tego, że mamy zapięty bieg początkowo puszczamy klamkę sprzęgła bardzo zachowawczo obawiając się międzybiegu. Dodatkowo skrzynia pracuję dość głośno, co przy średnio elastycznymi silniku potrafi irytować. Sam silnik ma korbowody przestawione o 270˚ co miało upodobnić go do V2. W kwestii elastyczności nie osiągnięto jednak efektu mocnego dołu silników V2. Praca wtrysków również mogłaby być lepsza. Motocykl mimo napędu łańcuchem, który generuję mniejsze luzy niż wał czy lubiany w tym segmencie pasek, potrafi nieprzyjemnie szarpnąć zarówno przy odjęciu jak i dodaniu gazu. Jednak jak ktoś tego bardzo chce Triumph potrafi ostro przyspieszyć. D… nam nie urwie, ale nudno też nie będzie.

Wygląd - piękna linia i dbałość o detale.

W kwestii dbałości o smakowite detale, oraz jakość wykonania Anglicy wychodzą obroną ręką. Takie szczegóły jak podnóżki z logiem firmy, metka na siedzeniu, bardzo ładnie wykonane logo na baku, malowanie łączące matową czerń silnika z połyskującym lakiem błotników oraz zbiornika paliwa.  Całość prezentuję się zacnie, budują dodatkowo poczucie pewnego prestiżu oraz indywidualność motocykla. Na pewno nie można powiedzieć o Triumphie ze jest kolejną biała owieczką w stadzie. Tym bardziej ze wykonanie takich elementów jak przełączniki, czy zbiornik wyrównawczy płynu hamulcowego, stoi na naprawdę wysokim poziomie. Ostatnią rzeczą, o jakiej warto wspomnieć jest obrotomierz, który podobno ma dodawać sportowego charakteru… Bardzo przydatne urządzenie, które najlepiej sprawdza się w sytuacji, kiedy jest dobrze widoczne dla bikera. W Speedmasterze ów obrotomierz umiejscowiony jest nad korkiem wlewu paliwa. Dodatkowo jest tylko trochę większy od pięciozłotówki. Każda próba odczytania wartości kończy się przejechaniem całej wioski z wzrokiem wbitym w to ustrojstwo, potrąceniem małej dziewczynki na pasach oraz pozostaniem dalej w stanie niewiedzy na temat obrotów…

Brać czy nie brać?

Jako całość Triumph Speedmaster, zachęca do szybszej jazdy oraz buduję poczucie pewności siebie mimo kilku zauważalnych wad, które nie są jednak na tyle istotne żeby skreślać anglika. Jazda potrafi być relaksująca i przyjemna. Motocykl posiada swój unikalny charakter oraz styl. Jeżeli czegoś mu brakuję to z pewnością bardziej elastycznego silnika oraz minimalnie lepszej pracy tylnego zawieszenia, które z racji mody panującej w segmencie nie jest specjalnie zaawansowane technicznie.

Triumph Speedmaster to taki Mr. Hyda, maszyna posiada dwa oblicza.  Pierwsze to niedopracowany dziwoląg wymagający pewnego skupienia podczas jazdy. Drugie - to bardziej prawdziwe, to całkiem dobry motocykl dający radość z jazdy, oraz z samego faktu posiadania tego, bądź co bądź, rzadkiego sprzętu na naszych drogach. Czy kupiłbym te moto? Pewnie nie. To nie mój segment. Jeżeli jednak szukasz, czego unikatowego a lubisz kolor czarny jak tyłek Mefistofelesa, może warto zaufać Anglikom…



Zobacz także