Najpierw dotarły do nas niepokojące wieści o przetasowaniu w zarządzie - zostali w niego wyrzuceni założyciele firmy, bracia Weller. Kilka dni później było już tylko gorzej, na jaw wyszło spore zadłużenie firmy, brak gotowego produktu i w efekcie - upadek i ostateczne zamknięcie. 

15 mln $ w błoto

Tyle mniej więcej wpompowano w Skully - fundusze pochodziły ze zbiórki na Indiegogo, pre-orderów kasków oraz zewnętrznych inwestorów. Bracia Weller przekonali wszystkich do swojego pomysłu twierdząc, że jest on już w zasadzie na ukończeniu, należy technologię tylko przetestować i włożyć do kasku. Produkcja miała zostać uruchomiona w ciągu kilku miesięcy, a kaski trafić do odbiorców w ciągu roku. 

2 lata później termin premiery nadal był przekładany, mimo iż oficjalne komunikaty Skully informowały nas o tym, że kask jest w zasadzie gotowy i lada moment trafi na rynek. Ostatecznie jak się okazuje - Skully nigdy nawet nie uzyskały żadnego certyfikatu dopuszczającego kaski do ruchu drogowego i powstało zaledwie 50 egzemplarzy testowych. 

Bracia Weller próbowali ratować firmę, przyciągając kolejnych inwestorów - jednak ostatecznie zostali oni odsunięci od sterów firmy. Porażka? Z całą pewnością, tak wielki początku sukces chyba przerósł twórców, napompowana nagle ogromną ilością pieniędzy bańka pękła - i piękny startup zamienił się w klęskę. 



Zobacz także