Suzuki TL 1000S (1997 - 2001)

Podobno potwory, można spotkać tylko w bajkach, a 125 koni mechanicznych i 105 niutonometrów to niewiele. Szczególnie gdy mówimy o litrowym motocyklu. Też tak uważasz? Widocznie nie miałeś doczynienia z TL1000S. Motocyklem, który otrzymał przydomek "Widow-maker" - Twórca wdów. Jakie wrażenia wywiera widlaste monstrum spod znaku czerwonej S'ki?

Po kilku minutach obcowania z Te-eLem, modliłem się by bezpiecznie wrócić do kumpla i oddać  demona w ręce pana. Każdy zakręt wywoływał w mojej głowie falę myśli, która wyglądała o tak - Mamo! MAMUSIU! Zakręt! ZAKRĘT! ZARAZ ZGINĘ! - narowisty wariat? Skądże, raczej bestia żądna Twojej krwi . Gdy przyzwyczaiłem się do jego maniery ulicznego boksera, który bez wahania walnie Cię prosto w pysk za każdy błąd, dawał nieziemską frajdę.

 TL1000S. Nie potrzeba więcej by go opisać. To jeden z tych modeli, które wyraźnie odznaczyły swoje istnienie na kartach historii motocyklizmu. Potwór sam w sobie, jeśli o nim nie słyszałeś, to znak że pochodzisz z pokolenia rozkochanego w motocyklach z rozbudowaną kontrolą (a)trakcji i ABS'em. Tutaj nie znajdziesz ani jednego, ani drugiego. Ciężko wyszukać równie dziki sprzęt. Krążą legendy, które mówią że zabił więcej ludzi, niż japońscy Kamikadze podczas Drugiej Wojny Światowej. Coś w tym jest. Motocykl na rynku wtórnym, w porównaniu do konkurentów z tego samego okresu jest po prostu tani. Wiele osób wprost boi się TL'a, nie chce go kupić. Pomijajam fakt, że pozostało ich niewiele. Głównie dlatego że wypadkowa jego charakteru i niskiego doświadczenia motocyklistów - którzy decydowali się na jego zakup - zaprowadziła większość egzemplarzy do rowu, lub na przydrożną latarnię.

Generator wrażeń?
Widlasta dwucylindrówka o kącie rozwarcia cylindrów 90 stopni, pojemoność pół litra na jeden baniak. Takie połączenie sprawia, że każde odjęcie gazu katapultuje głowę, i tors kierowcy do przodu, a z pozoru mały ruch manetki w zakręcie może skończyć się widowiskowym high-sidem. Generator? Raczej mała elektrownia atomowa. Powiedzenie, że TL1000 to motocykl nerwowy można bez wahania nazwać eufemizmem. Reakcja silnika na dodanie gazu jest natychmiastowa, przychodzi z prędkością światła. Motocykl bez skrupułów wstaje na jedno koło, a pod wprawną ręką przechodzi bokiem zakręty. Gaźnikowa R1 przy tym monstrum to taki labradorek. Potulny, miły, chętnie pobawi się z dziećmi. Na pewno nie chciałbyś zostawiać dzieci z rottweilerem, prawda? Twórca wdów, rozszarpie każdego, kto nie okaże mu pokory i nie potraktuje twardą, doświadczoną ręką. Podobne motocykle jak RSV Mile czy pokrewne jej Ducati, również są znacznie łagodniejsze. Warto też wspomnieć, że TL lubi jazdę na podwójnym gazie. Alkohol? Broń Boże! Litrowa "fałka" ma duże zapotrzebowanie na olej i lubi sobie podpijać gdy nikt nie patrzy. Na bazie tego silnika powstała jednostka która napędza SV1000. Ta, podobnie jak wcześniej wspomniana konkurencja, pomimo że nadal oferuje genialne osiągi, wydaje się być dużo bardziej ułożona, spokojniejsza.

Wariacka jazda?
Charakter motocykla nie jest wyłączną zasługą silnika. Konstruktorzy z Hamamatsu popisali się inwencją twórczą przy projektowaniu tylnego zawieszenia. Nietypowo, amortyzator i sprężyna w zawieszeniu tylnym są rozdzielone. Rozwiązanie rodem z Formuły pierwszej, niestety nie jest zbyt dopracowane i nie najlepiej się sprawdza. Przednie zawieszenie to widelec USD, który wśród litrów wydaje się być już standardem, jednak końcem lat 90'tych, nie było to takie oczywiste. Zarówno przód i tył posiada regulacje naprężenia wstępnego, odbicia i kompresji. Doświadczony jeździec będzie cieszył się jego właściwościami jezdnymi, jednak musi się przyzwyczaić do dzikości dużej "fałki". Wielbiciele szerokich kapci, szczególnie polubią tylną felgę, której szerokość wymaga stosowania opony 190/70ZR17. Przód to typowa 120/70ZR17. Hamulce? Spokojnie mogłyby zatrzymać ciężarówkę. Choć rozstaw osi nie należy do najkrótszych, Te-eL wstaje na koło z gazu nawet na trzecim biegu.

Czy warto go polecić?
Niewątpliwie, sprzęt jest godny uwagi. Znalezienie zdrowej sztuki, niezawiniętej o przydrożną latarnię graniczy z cudem. Jednak jeśli jest się miłośnikiem mocnych wrażeń, warto zainteresować się TL1000S - dziki, nieudomowiony zwierz! Ewentualnie jego delikatnie wytresowanej odmianie TL1000R, która mimo wszystko zachowała charakter starszego brata. Totalnie bezkompromisowy motocykl, jakiego próżno szukać wśród maszyn innych producentów. Przyszły właściciel musi liczyć się z tym, że Twórca wdów zjada w sezonie tyle opon i zestawów napędowych co przeciętna rodzina Kowalskich kartofli.

Opinia Marcina.

Moje doświadczenia z Te-eLem ograniczają sie do krótkich epizodów. Motocykl kusi swoim charakterem. Zawadiaka, z którym nie należy igrać. Albo potrafisz jeździć sportowym motocyklem, albo nie wsiadasz na Twórcę Wdów. Zdecydowanie nie nadaje się na pierwszy motocykl, a jego wybór na początek przygody z motocyklami, to czyste łaknienie śmierci. Zadziwił mnie swoim momentem obrotowym, a także mocnym hamowaniem silnika. Odpuszczenie manetki gazu, daje podobne uczucie do otworzenia spadochronu. Gdy zżyjemy się z motocyklem, daje on mnóstwo frajdy z jazdy, wychodzi bokiem z każdego zakrętu, na którym tylko o tym zamarzysz. Mimo to nie pozwala zapomnieć o swoim bestialskim usposobieniu. Jeden niekontrolowany ruch wywołuje lawinę zdarzeń, najczęściej kończącą się wypadkiem. Świetna maszyna, dla osób, które wiedzą jak ją wykorzystać. Lubię widlaste dwójki, jednak nie wiem czy pokusiłbym się o zakup tego motocykla. Budzi we mnie zbyt duży szacunek.